No to zebrałam się w końcu i napiszę coś o naszej majówce. Nasz wyjazd miał swój cel, poza celem rekreacyjno- towarzysko- turystycznym był cel nadrzędny, fakt troszkę pokrętny i nie do końca jasny dla wszystkich uczestników, ale co tam ;p ;]
Z Tychów wyruszyliśmy w składzie czteroosobowym: Misiak, Asik, Grześ i ja, w Czechowicach dosiadła się do nas Madzia- koleżanka Misiaka jeszcze ze studiów. Ułan miała dojechać popołudniem, po pracy.
Pierwszy dzień upłynął nam na integracji, zwiedzaniu obu Misiakowych działek, strumyczka, zbieraniu materiału na ognisko, a potem chronieniu go przed deszczem;). siedzeniu w kawiarni w Węgierskiej Górce, odbieraniu Ułana z dworca i cokolowiek sporych zakupach ;)
Aaa no i wieczorem odbyło się ognisko, takie z kiełbaskami i śpiewaniem;) poszliśmy w miarę wcześnie spać, bo następnego dnia czekała nas wczesna pobudka......
......
......
.....
którą oczywiście przespaliśmy ;p
no dobra nie do końca przespaliśmy, ale okazało się, ze nie wyrobimy się w czasie w którym zakładaliśmy, ze się wyrobimy
pojawił się mały problem, który udało nam się konstruktywnie rozwiązać. Znaleźliśmy inne połączenie do Korbielowa i tak oto stanęliśmy u stóp Pilska z ambitnym zamiarem zdobycia go. Ambicja nasza odrobinę opadła gdy okazało się, ze wyciąg na Halę Miziową kosztuje 4 zeta;p
Wjechaliśmy i przedzierając się przez deszcz, grad, śnieg i zawieję dotarliśmy na szczyt. Bardzo szybko z niego uciekaliśmy, bo pogoda była wybitnie niesprzyjająca. Droga w dół generalnie była duzo szybsza, bo przez niektórych pokonana na tyłkach;)
Ci, co mieli szczęście jechali po śniegu, ci co tego szczęścia mieli mniej jechali po błocie;p
Dalsza droga prowadziła mniej więcej po równym, bez zadnych uniesień wielkich i spadków śmiałych
Z Tychów wyruszyliśmy w składzie czteroosobowym: Misiak, Asik, Grześ i ja, w Czechowicach dosiadła się do nas Madzia- koleżanka Misiaka jeszcze ze studiów. Ułan miała dojechać popołudniem, po pracy.
Pierwszy dzień upłynął nam na integracji, zwiedzaniu obu Misiakowych działek, strumyczka, zbieraniu materiału na ognisko, a potem chronieniu go przed deszczem;). siedzeniu w kawiarni w Węgierskiej Górce, odbieraniu Ułana z dworca i cokolowiek sporych zakupach ;)
Aaa no i wieczorem odbyło się ognisko, takie z kiełbaskami i śpiewaniem;) poszliśmy w miarę wcześnie spać, bo następnego dnia czekała nas wczesna pobudka......
......
......
.....
którą oczywiście przespaliśmy ;p
no dobra nie do końca przespaliśmy, ale okazało się, ze nie wyrobimy się w czasie w którym zakładaliśmy, ze się wyrobimy
pojawił się mały problem, który udało nam się konstruktywnie rozwiązać. Znaleźliśmy inne połączenie do Korbielowa i tak oto stanęliśmy u stóp Pilska z ambitnym zamiarem zdobycia go. Ambicja nasza odrobinę opadła gdy okazało się, ze wyciąg na Halę Miziową kosztuje 4 zeta;p
Wjechaliśmy i przedzierając się przez deszcz, grad, śnieg i zawieję dotarliśmy na szczyt. Bardzo szybko z niego uciekaliśmy, bo pogoda była wybitnie niesprzyjająca. Droga w dół generalnie była duzo szybsza, bo przez niektórych pokonana na tyłkach;)
Ci, co mieli szczęście jechali po śniegu, ci co tego szczęścia mieli mniej jechali po błocie;p
Dalsza droga prowadziła mniej więcej po równym, bez zadnych uniesień wielkich i spadków śmiałych
Ot ładna górska trasa spacerowo- widokowa;)
Na obiad w postaci bądź to zurku, bądź pierogów zatrzymaliśmy się w schronisku na Hali Lipowskiej, pysznie było, potem nasz tajnos planos, schodzenie do Milówki i mordercza droga po asfalcie do centrum, maaaaaaaaaasakra...
Udało nam się jednak złapać pociąg do Węgierskiej, który jechał całe 9 minut ;D
no a potem w ciemnościach dostać się do chatki
generalnie potem się już nic nikomu nie chciało więc poszliśmy grzecznie spać
Rano najszybciej zmył się Grześ, my zostałyśmy, posprzątałyśmy i nawet miałyśmy w planach łapać pociąg o 10, ale jakoś tak wyszło, ze złapałyśmy dopiero taki po 13-nastej, co nie było mądrym posunięcem bo
1) wlókł się jak nie wiem co
2) był masakrycznie krótki
był tez plus
udało nam się nawiązać kontakt z rowerzystami, ale to zupełnie inna historia;)
noooo... to tak w telegraficznym skrócie
miło było i do następnego razu ;D
Na obiad w postaci bądź to zurku, bądź pierogów zatrzymaliśmy się w schronisku na Hali Lipowskiej, pysznie było, potem nasz tajnos planos, schodzenie do Milówki i mordercza droga po asfalcie do centrum, maaaaaaaaaasakra...
Udało nam się jednak złapać pociąg do Węgierskiej, który jechał całe 9 minut ;D
no a potem w ciemnościach dostać się do chatki
generalnie potem się już nic nikomu nie chciało więc poszliśmy grzecznie spać
Rano najszybciej zmył się Grześ, my zostałyśmy, posprzątałyśmy i nawet miałyśmy w planach łapać pociąg o 10, ale jakoś tak wyszło, ze złapałyśmy dopiero taki po 13-nastej, co nie było mądrym posunięcem bo
1) wlókł się jak nie wiem co
2) był masakrycznie krótki
był tez plus
udało nam się nawiązać kontakt z rowerzystami, ale to zupełnie inna historia;)
noooo... to tak w telegraficznym skrócie
miło było i do następnego razu ;D