czwartek, 22 maja 2008

w końcu majówka


No to zebrałam się w końcu i napiszę coś o naszej majówce. Nasz wyjazd miał swój cel, poza celem rekreacyjno- towarzysko- turystycznym był cel nadrzędny, fakt troszkę pokrętny i nie do końca jasny dla wszystkich uczestników, ale co tam ;p ;]
Z Tychów wyruszyliśmy w składzie czteroosobowym: Misiak, Asik, Grześ i ja, w Czechowicach dosiadła się do nas Madzia- koleżanka Misiaka jeszcze ze studiów. Ułan miała dojechać popołudniem, po pracy.
Pierwszy dzień upłynął nam na integracji, zwiedzaniu obu Misiakowych działek, strumyczka, zbieraniu materiału na ognisko, a potem chronieniu go przed deszczem;). siedzeniu w kawiarni w Węgierskiej Górce, odbieraniu Ułana z dworca i cokolowiek sporych zakupach ;)
Aaa no i wieczorem odbyło się ognisko, takie z kiełbaskami i śpiewaniem;) poszliśmy w miarę wcześnie spać, bo następnego dnia czekała nas wczesna pobudka......
......
......
.....
którą oczywiście przespaliśmy ;p
no dobra nie do końca przespaliśmy, ale okazało się, ze nie wyrobimy się w czasie w którym zakładaliśmy, ze się wyrobimy
pojawił się mały problem, który udało nam się konstruktywnie rozwiązać. Znaleźliśmy inne połączenie do Korbielowa i tak oto stanęliśmy u stóp Pilska z ambitnym zamiarem zdobycia go. Ambicja nasza odrobinę opadła gdy okazało się, ze wyciąg na Halę Miziową kosztuje 4 zeta;p
Wjechaliśmy i przedzierając się przez deszcz, grad, śnieg i zawieję dotarliśmy na szczyt. Bardzo szybko z niego uciekaliśmy, bo pogoda była wybitnie niesprzyjająca. Droga w dół generalnie była duzo szybsza, bo przez niektórych pokonana na tyłkach;)
Ci, co mieli szczęście jechali po śniegu, ci co tego szczęścia mieli mniej jechali po błocie;p
Dalsza droga prowadziła mniej więcej po równym, bez zadnych uniesień wielkich i spadków śmiałych
Ot ładna górska trasa spacerowo- widokowa;)
Na obiad w postaci bądź to zurku, bądź pierogów zatrzymaliśmy się w schronisku na Hali Lipowskiej, pysznie było, potem nasz tajnos planos, schodzenie do Milówki i mordercza droga po asfalcie do centrum, maaaaaaaaaasakra...
Udało nam się jednak złapać pociąg do Węgierskiej, który jechał całe 9 minut ;D
no a potem w ciemnościach dostać się do chatki
generalnie potem się już nic nikomu nie chciało więc poszliśmy grzecznie spać
Rano najszybciej zmył się Grześ, my zostałyśmy, posprzątałyśmy i nawet miałyśmy w planach łapać pociąg o 10, ale jakoś tak wyszło, ze złapałyśmy dopiero taki po 13-nastej, co nie było mądrym posunięcem bo
1) wlókł się jak nie wiem co
2) był masakrycznie krótki
był tez plus
udało nam się nawiązać kontakt z rowerzystami, ale to zupełnie inna historia;)
noooo... to tak w telegraficznym skrócie
miło było i do następnego razu ;D

niedziela, 4 maja 2008

majówkowe grillowanie


Zanim opowiemy jak spędzałyśmy wyjazdowo majówkę opowiem Wam odrobinę o tym, co robiliśmy przed samym wyjazdem. Pchani Niedźwiedziowym popędem mięsnym zdecydowaliśmy się na urządzenie grilla, a że pogoda nie była ku temu sprzyjająca grill był elektryczny i pod Grzesiowym dachem;)
Cała impreza zaczęła się właściwie noc przed, kiedy to pchani jak najbardziej szlachetnymi zapędami udaliśmy się do Tesco w celu zakupienia rzeczonego mięsa i innych dobroci które mieliśmy skonsumować. Do Tesco dotarliśmy koło 22 i przywitał nas tłum, tłum, tłum który chyba wpadł na ten sam pomysł. Kolejka była niesamowita, naprawdę. Udało nam się zapolować, zapłacić i wyjść. Uff.. :)
Nom a imprezka przebiegała swoim spokojnym torem. Facet przy grillu, wino, muzyka, śpiew i nieoczekiwany gość ;)


Stawili się:






- ASik






- NIEdźwiedź





- Ułan






- Grześ






- Piotrek






- Tobiasz- nieoczekiwany, acz miły gość;)






- i ja- Szczotka

Uroczo było, nie ma co ukrywać, a następnego dnia wyruszyliśmy w najśmieszniejszą wyprawę tego roku, ale o tym w kolejnym poście ;)

p.s. Misiaka trzeba pochwalić za niesamowicie przyprawioną szynkę;)

p.p.s. a ja siebie za szarlotkę chwale, a co;p

niedziela, 6 kwietnia 2008

Wiosenne smety czyli Wiosna cierpi na niskie ciśnienie a my i łabędzie razem z nią

Ale mimo smętnych nastrojów niskiego ciśnienia worów pod oczami ( u niedżwiedzia) postanowiłyśmy się wybrać ze Szczotką na spacer. Asiura z nami nie było bo jakoś tak nam spontanicznie wyszło żeby iść na spacer.
No więc poszłyśmy obloockać jak wyglądają Paprocany chwilę przed wystrzeleniem szałowej gorrącej Pani Wiosny która właściwie już ponad tydzień temu się zaczęła ale jakoś powoli i smętnie jej to idzie. Co prawda widać już pierwsze Czułowskie bociany i pąki zaczynają się pojawiać na drzewach i kwitną mlecze, ale jednak brakuje nam tego czegoś co sprawia że wiosną chce się żyć fruwać itd itp ( wszyscy wiedzą o co chodzi i udają że wcale nie chodzi o to o co chodzi, a jak nie wiadomo o co chodzi to znaczy że chodzi o samców płci męskiej rodzaju ludzkiego) No ale abstrachując od mężczyzn przejdę do łabędzi.

Otóż spotkałyśmy na swej drodze ośmioro łabędzi. Nawet sfotografowałyśmy sie z jednym z nich co by nie było że opowiadamy bajki. oto zdjęcia:


Oto niedżwiedź z łabędziem. Wyszedł głupio-wiem.

Obywatelka Szczotka z Panem łabędziem.




Permanentny brak Asiura ale za to jest łąbądź. Może wkleimy Asiura niebawem.:)
Nawiasem mowiać Asiurze na nastepny raz idziemy razem. dawno juz razem we trzy nie były nigdzie my.

poniedziałek, 17 marca 2008

wiosna


<-- ogródek Mamy Szczotki w szkole



"wiosna wszędzie, oszalało, zwariowało moje serce"
bądź
"wiosna ach to ty"
ewentualnie
"choć rozsądek grzmi donośnie, że się znowu skończy źle flircik z wiosną i tej wiośnie bezlitośnie mówię nie";p
i przykłady można by mnożyć, wierszy i piosenek wiosennych płodni artyści stworzyli całe dzikie mnóstwo. Właściwie to nie dziwię im się. Zimą jakoś ludzie mają inne sprawy na głowie niż płodzenie wierszy i muzyki;) Im cieplej za oknem tym ludziom dziwniejsze rzeczy do głowy przychodzą. Robią się jacyś tacy milsi, bardziej uśmiechnięci i ogólnie ciekawsi. Nie wiem jak to się dzieje. Chyba istnieje jakaś korelacja pomiędzy temperaturą na dworze a nastrojem człowieka. Powiedziałabym nawet, że gdyby temperatura była na osi X a nastrój na osi Y to wykres byłby piękną krzywą Gaussa, bo im cieplej tym ludziom się odechciewa kontaktów coraz bardziej. Kumacie o co chodzi? Trzebaby to kiedyś zbadać ;p
Swoją drogą nie tylko po rosnącej(czasem spadającej) temperaturze na dworze można poznać, że pora roku nam się zmienia. Oto parę moich obserwacji:
- zauważamy u siebie niedociągnięcia w zakresie naszej fizyczności
- w barze "wiewiórka" zaczęli już smażyć kiełbaski;p
- mam potrzebę roweru
parę by jeszcze się znalazło;)
znajdźcie sami też troszkę
Tymczasem mogę wam zaprezentować już takie zeszłorocznie letnie czereśnie :D

środa, 12 marca 2008


Znacie ten stan??????????


Wiem że znacie..

Ja właśnie go kontempluje.












ktoś się dołączy??
NIE LUBIE GDY WIEJE PADA I ZIMNO. i GDY ZJEM ZA DUżO:(

niedziela, 9 marca 2008

" W tym dniu nieistniejącym święta kobiet..."



Oj działo się działo :)

Jako, że to kolejne święto które koniecznie trzeba uczcić we własnym kobiecym gronie spotkałyśmy się wczoraj (my czy oczywiście i jeszcze parę innych fajnych babek też ) w pubie " U Rosa".
Miejsce o którym nigdy nic nie słyszałam, o godz 20 "pękało w szwach" (to pewnie zasługa uroczej tancerki brzucha, która zwabiła tam wszystkich mężczyzn oraz zasługa nowego menadżera knajpy, który wysłał zaproszenie na imprezę swoim znajomym, dodając, że panie oczywiście mają wstęp za darmo i jeszcze w prezencie dostaną drinka. I jak tu nie ulec takiej pokusie?)
No więc pierwsze 20 minut spędziłyśmy stojąc przy drzwiach, ale potem dziwnym trafem zwolnił się całkiem miły stolik.

Poza drinkiem dostałyśmy jeszcze w prezencie czerwone róże, oba podarki na pewno wpłynęły na nasz dobry humor.

środa, 5 marca 2008

szczęście

Ze mnie to dzisiaj szczęściarz jak nie wiem. Opowiem wam, co mi się przydarzyło;p
Wracam z uczelni, przychodzę na przystanek na Korfantego, a tam stoi już Olek. Zaczęliśmy gadać i tak się jakoś złożyło, że nie zauważyłam podjeżdżającej 14, jak się zorientowałam, że ona tam stoi to już było za późno żeby ją łapać. Pojechałam z Olkiem 400. On wysiadł na swoim Czułowie a ja pojechałam dalej. Na Tęczy wsiadła moja koleżanka, która uświadomiła mnie że ta 14 którą chciałam jechać zepsuła się na totalnym wygwizdowie a do tego ktoś w nią uderzył samochodem(przez to prawdopodobnie Asik stała w kilometrowym korku;p). No a tak na dokładkę dostałam od Izy- tej koleżanki którą spotkałam ostatnią mambę:D
i czy to nie szczęście?;) na dokładkę dorzucę wam Szczotkę autobusową- zdjęcie Olka;)

poniedziałek, 3 marca 2008

gnębiwtrysk


"kto to jest ja
i o kim jest mowa
gdy mówię o sobie
nim w sobie się schowam

kim jesteś ty
i czym to co czujesz
gdy nagle się wszystko
kołysze, wiruje

i po co tyle pytań
to proste jak drut
niebo jest w niebie
a ziemia tu

nie godząc się z tym faktem
musimy sprawić cud
ziemię pchnąć do nieba
a niebo tu

po co nam my
czy starczy nam siebie
by móc się oddalić
na spacer po niebie

po co nam my..."

(Wojciech Waglewski)

sobota, 1 marca 2008

curling


To teraz ja się odrobinę pochwalę i opowiem Wam o naszej fascynującej wyprawie;)
Jak już pewnie część z Was wie, a część może jeszcze nie wie nasz szanowny kolega z roku, zwany pieszczotliwie Panem Piotrem uprawia dość specyficzną i nader niecodzienną dyscyplinę sportową- curling;) Dla niewtajemniczonych powiem że to przesuwanie skrzyżowania czajnika z żelazkiem po lodzie w stronę narysowanych na tym lodzie okręgów. Rundę rozgrywają dwie drużyny, każda po 4 graczy i mają do przesunięcia po 8 kamieni każda drużyna. To tak w skrócie;p
Okazało się więc, ze w Gliwicach, na jednym z nielicznych lodowisk w Polsce z wymalowanymi tymi kółkami odbędą się Mistrzostwa Polski. Piotrek miał w nich grać, ale się pierdoła pochorował, co nie przeszkodziło mi, dwóm Agom i Mateuszowi jednej Agi przejechać się i popatrzeć na zawody.
Okazało się, że z moją orientacją w Gliwicach nie jest tak źle, potrafiłam sama znaleźć lodowisko, co całej reszcie przyszło z niewielkim trudem;p Posiedzieliśmy, popróbowaliśmy pozgadywać jakie są reguły i ja zakochałam się w tym sporcie. Przede wszystkim dlatego że niebagatelną rolę odgrywają tam szczotki;) Zresztą sami zobaczcie;)
przepraszam czasem za jakość zdjęć, ale nie chciałam panom(przystojnym w większości) błyskać po oczach;p

czwartek, 28 lutego 2008

Galaretka

Teoretycznie miałyśmy oglądać jakiś film, ale skończyło się na wcięciu galaretki, obejrzeniu nowych koralikowych arcydzieł Mamy Szczotki;) i pomarudzeniu na brak w polu osobników płci odmiennej;p Zresztą sami zobaczcie

wtorek, 26 lutego 2008

MARUDZENIE

Wiecie co, skoro blog jest wspólny i można się chwalić to można też marudzić.
Miałam dziś koszmarnie długi dzień na uczelni, który zaczął się o 8 a skończył o 19.
W dodatku łapie mnie choróbsko, muszę jeszcze przeczytać dziś stertę tekstów a jutro wstać skoro świt. Buuuuuu

NIECH MNIE KTOŚ PRZYTULI :(

tym razem bez zdjęcia. Nie mam zdjęcia siebie marudzącej, ani smutnej, ani zmęczonej.. no ewentualnie mam jak śpię ale to trochę nie w temacie :(
mi musicie uwierzyć na słowo i to dwa razy
1, to na 100% Asik
2, na bank marudzi;p
szczotka:D

niedziela, 24 lutego 2008

Kwalifikowany Niedźwiedź w Szczecinie






Blog co prawda wspólny nasz. Ale pochwalić się muszę :) Bo to w końcu moja pasja :)

No i co tu dużo mówić. KLASA!! Bawiłam się pierwszorzędnie. Nauczyłam się trochę nowego, mnóstwo usystematyzowałam, spróbowałam jak smakuje szczeciński Bosmanek ( dobre piwo:) no i poznałam wielu świetnych ludzi. Opowiadać mogłabym i opowiadać. Co też pewnie uczynię przy najbliższym spotkaniu, Zresztą znacie mnie na tyle żeby domyślać sie że zawsze narobię sobie bigosu...:]
Na zdjęciu jak widać Szymon- Dinozaur wśród mężczyzn. A wraz z Nim żółta deska z Logiem Nivea WOPR :) Ta to ma szczęście...












A tu Koconiek. Taaak wieeem- jest - przystojny ;)

wtorek, 19 lutego 2008

ważne miejsca 2





Misiata przywołała HOW jeśli chodzi o nasze ważne miejsca, ale ja mam miejsce którego szukać nie trzeba daleko.
Słowa klucze- murek, wieża ratownicza, łyżwy, zremb.. wiecie już o czym chcę pisać.
Jezioro Paprocańskie i okolice je otaczające od zawsze były obecne w naszym świecie, znamy jego każdy zakątek jak własną kieszeń i mi osobiście czasem trudno się nawet tam zgubić. Kiedyś, jak byliśmy młodsi próbowaliśmy się zgubić w lesie, ale nam ciągle nie wychodziło.
To tutaj działy się i dzieją rzeczy dla nas ważne. Ja uciekam tam często pomyśleć, zaszyć się i odpocząć od świata, albo popedałować na rowerku.
Latem można posiedzieć na murku czy wieży ratowniczej i po prostu pogapić się na wodę i Zameczek po drugiej stronie. W zimie nasze jeziorko potrafi zamienić się w bardzo ładne naturalne lodowisko.
Cudny teren spacerów i mi czasem trudno jest uwierzyć w to, że taka przestrzeń możne znajdować się w centrum Śląska.

sobota, 16 lutego 2008

pozdrowienia


serdeczne, ciepłe i Szczotkowe pozdrowienia z psycho- imprezy w Wiśle;)

grzeczne jesteśmy i posyłam cmokaski:D

piątek, 15 lutego 2008

Ważne miejsca




Trochę ich na pewno mamy. I podejrzewam że ciąg dalszy nastąpi. Ale ja uprzedzę Szczotkę- choć wiem że zła na mnie będzie ( podejrzewam że najsilniej z nas utożsamia się z tym miejscem) I napiszę coś od siebie. HOW- Harcerski Ośrodek Wodny w Wiśle Wielkiej. Miejsce o przewspaniałym domowym klimacie, najlepszej na świecie kuchni, jedynym i niepowtarzalnym tarasie i mnóstwu pokoi w których tyle się wydarzyło że niemożliwym wydaje się być opisanie tego.
O HOWie można by pisać latami a i tak nikt nigdy nie powie wszystkiego. HOW jest trochę jak Hogwart. Ma w mnóstwo tajemnic i wciąż pojawiają się jakieś nowe. Ja zawsze bałam się strychu :))) Wciąż myślę że wyskoczy na mnie jakaś kuna albo inny potwór. Nie mówiąc już o zamieszkujących tam roztoczach. W HOWie zawsze lubiłam to że jest tak podobny do mnie. Ma w sobie nieokreślony bałagan.. właściwie nie da się go posprzątać, a jednocześnie jest w nim przecudny spokój. To jedno z miejsc gdzie wspaniale się psychicznie odpoczywa.
HOW to także miejsce które łączy ludzi. W przedziwny sposób koegzystują tam różne przypadki nawet te skrajne:) Jedną z nich jest na pewno Alojz.I mam czasem wrażenie że On HOW z nas wszystkich zna najlepiej... własciwie kazdy jego zakamarek ma zaznaczony..:) A na to wszysto bardzo fotogeniczny z niego kocur. W końcu jest synem mojej Diablicy :)

Ostatnie zdjęcie dobrze mi się kojarzy..To cały klimat HOWU.. ten najgłębszy, najbardziej wyrazisty , który nosi w sobie od lat...I choć szczur ze mnie lądowy (prawie) a prowadzić potrafię jedynie motorówkę to przyznam się że dzięki HOWowi właśnie pokochałam żeglarstwo i wodniactwo. Teraz wasza kolej. Podejrzewam że macie coś na ten temat do powiedzenia...

czwartek, 14 lutego 2008

walentynkowy obiad


Są takie chwile w życiu człowieka, że zastanawia się po co ktoś wymyślił jakieś święto. Myśmy doszły dzisiaj do wniosku, że Walentynki wymyślił ktoś szczęśliwie zakochany, który chciał zrobić na złość tym samotnym.
W ramach buntu przeciwko wszystkiemu postanowiłyśmy spotkać się by w względnej ciszy i względnym spokoju zrobić i zjeść walentynkowy obiad z deserem;)
Na tyle zdolne jesteśmy że nie musiałyśmy długo czekać. Misiaka surówka prawie zniknęła zanim pojawił się Asiurowy kurczak w krakersach(niech żyje Nigella :)) Po tym zestawie już lekko umierałyśmy ale całkowity zgon nastąpił po owocowej sałatce Szczotki( no co! multiwitamina w czystym wydaniu;) )
Leżąc, umierając i oglądając Veronice Mars zagryzałyśmy to wszystko gorzką z karmelem;)
Właśnie czytając mi przez ramie Asiur stwierdziła
- Kto zagryzał to zagryzał
Ja- Ale ty też jadłaś
A- no może pół kostki
Ja- a co zrobiłaś z tym drugim pół?
A- wydalam z nieświadomości;)
Kocham Was moje Walentynki(ale Asikowej klawiatury nie znosze;p)

Proszę się odkolegować od mojej klawiatury !!!!!

A tak na marginesie to Szczotkę powinni aresztować za ilość sałatki którą zrobiła. MAMO!!!!!!!!!!!!!!!!!- to pisałam ja, Asiur